Parę miesięcy temu pisaliśmy o powstaniu filmu dokumentalnego, pokazującego niełatwe losy przesiedlanych Polaków i Niemców. Dokument jest świadectwem tamtego czasu końca II wojny światowej i początku nowego okresu. Jest to tym bardziej wstrząsający obraz, że ukazuje historię mieszkańców właśnie naszego regionu.
Warszawska premiera tego dokumentu odbyła się w Centrum Prasowym Foksal w Warszawie 19 grudnia 2006 roku. W 2 Programie TVP wyemitowany został on 23 września br. W końcu przyszedł też czas i na lubańską prezentację, której inicjatorem było Starostwo Powiatowe w Lubaniu. Miała ona miejsce 6 grudnia br. w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych im. Adama Mickiewicza w Lubaniu. Na projekcję zaproszono twórców tego obrazu – reżyser Ewę Misiewicz, scenarzystkę i dokumentalistkę Dorotę Kabalewską oraz Violettę Ossowską, która postarała się o to, by odnaleźć świadków tamtych powojennych dni. Prezentacja przebiegała w miłej i przyjacielskiej atmosferze. Szczególnym atutem tego wydarzenia było właśnie to, że brali w nim udział uczestnicy przesiedleń, którzy bądź przybyli tutaj z Kresów Wschodnich, bądź też ryzykując utratę ojczyzny pozostali na terenach „Ziem Odzyskanych”. To własnie oni byli najważniejszymi bohaterami pokazu tego filmu – Anastazja Byk z Zaręby, Gertraud Böhme z Lubania, Anna Frońska z Rudzicy, Edyta i Aleksander Chalikowie z Radomierzyc oraz Mieczysław Pasternak z Lubania. Gospodarzami spotkania byli starosta lubański Walery Czarnecki i burmistrz Lubania Konrad Rowiński. Oni też wraz z dyrektor ZSP im. A. Mickiewicza Haliną Bargiel przywitali zebranych gości oraz młodzież, która przyszła uczyć się historii tych ziem od tych, którzy ją tworzyli mając odwagę założyć w niepewnych czasach swoje rodzinne gniazda właśnie w Lubaniu i okolicach.
- „Dom na Granicy” jest filmem o innym spojrzeniu na historię. Nie jest ona przedstawiana na sposób podręcznikowy, ale pokazują ją nasi bohaterowie – powiedział starosta lubański Walery Czarnecki. - Ta historia jest różna - czasem tragiczna, czasem śmieszna, ale jest to nasze wspólne dziedzictwo. Należy przybliżać to, co się wtedy działo oraz poznawać historię nie przez pryzmat podręcznika, ale przez kontakt ze świadkami tamtych dni. - dodał.
Również burmistrz Konrad Rowiński dzielił się z uczestnikami spotkania swymi przeżyciami.
- Bardzo się cieszę z naszego dzisiejszego spotkania i z tego, że tak wiele osób przybyło na pokaz tego filmu. Myślę, że wspaniałe jest to, że ten obraz powstał – mówił burmistrz Konrad Rowiński. - Oglądałem go już parokrotnie i muszę przyznać, że za każdym razem inaczej go odbieram - głębiej, z innej perspektywy.
Film rzeczywiście jest szczególny. To był trafiony pomysł, żeby nakręcić obraz o tak wielkim ładunku emocjonalnym, który nie będzie suchym dokumentem, martwym obrazem minionej przeszłości, bezwiednie przyzywającym na myśl wydarzenia sprzed przeszło 60-ciu lat. Zresztą jak mówią jego twórcy – dzisiaj stworzenie dobrego filmu dokumentalnego nie jest łatwe, bo telewizja publiczna nie jest zainteresowana tym, by takie projekty realizować. Innym jeszcze problemem są ogromne nakłady finansowe, które takie przedsięwzięcie ze sobą niesie. Jednak to wszystko udało się autorom „Domu na Granicy” przezwyciężyć. O czym zatem jest ów dokument? Przede wszystkim o ludziach. To historia kilku niemieckich i polskich rodzin – Böhme, Chalików, Frońskich, Byków oraz Pasternaków – zamieszkujących nasz region. Każda z opowieści to inna odsłona tych samych - często tragicznych wydarzeń, przesiedleń i początków nowego życia po wojnie. Świadectwo tych ludzi jest tym cenniejsze, gdyż widzimy ich osobiste zmagania się z własną przeszłością, którą chcą się z widzami podzielić. Czasem pojawia się nostalgia, tęsknota za dawną ojczyzną, za rodzinnymi stronami, ale też za czasem, w którym dobrze i szczęśliwie się żyło, ale okrucieństwo wojny i jej konsekwencje zmąciły go. I nie jest też tak, że ci bohaterowie byli świadomi rozgrywających się wydarzeń. Wielka światowa polityka była tylko tłem – ważne było dla nich wszystko to, co dotyczyło ich życia i przetrwania w trudnym powojennym czasie, kiedy tak naprawdę nikt jeszcze nie był pewien, że na pewno tutaj będzie Polska, a Niemcy utracą Śląsk. Jest to też opowieść o pojednaniu, lub może jeszcze lepiej – skłaniająca do pojednania Polaków i Niemców, poprzez dzieje rodzin polskich i niemieckich, które umiały razem zgodnie żyć – wbrew temu, co przez lata komunistyczna propaganda mówiła o obu narodach.
- Kiedy byliśmy w Warszawie na premierze na Foksal, obecni historycy i dziennikarze stwierdzili, że nie wszystko zostało powiedziane – mówiła dokumentalistka Violetta Ossowska. - Apeluję zatem do młodzieży – dzisiejsza technika cyfrowa jest już tak rozwinięta, że wy możecie sami porozmawiać z waszymi dziadkami. Oni bardzo tego potrzebują, wystarczy ich tylko zapytać i ucieszą się z tego, a jest to naprawdę wielka sprawa i warto to dokumentować - dodała.
Ciekawe jest jeszcze to, skąd wziął się pomysł na taki film. Przecież pokazana historia przez wiele lat była w Polsce przemilczana lub pokazywana w całkiem odmiennym świetle – w formie, która miała być rewanżem za wyrządzone przez nazistów zbrodnie.
- Zastanawiałam się nad tą historią. jak to jest możliwe, że ja nie czuję się pewnie w Opolu? Mieszkam w mieście o silnych niemieckich wpływach a wakacje spędzam w kresowych klimatach, bo moi dziadkowie pochodzą z Podlasia. Przecież znam historię przesiedleń z filmu Sami Swoi - w piękny sposób pokazana daleka podróż w nieznane – powiedziała reżyser Ewa Misiewicz. - Ale gdy się zetknęłam z publikacjami ośrodka Karta, okazało się, że droga przesiedleńcza była koszmarna, trwała wiele tygodni. Ludzie tam naprawdę i chorowali, i umierali, strasznie im było przykro opuścić dom na Kresach i stąd to zrozumienie jakim obdarzam Niemców, których właśnie wysiedlano z Dolnego Ślaska - dodaje.
Jak wspomina Ewa Misiewicz - pytano ją dlaczego nie zajęła się Pomorzem, Warmią - a to właśnie dlatego, że Śląsk jest jej bliski. - Niemcy, którzy to dzisiaj oglądają są zadziwieni. Oni nie mają pojęcia, skąd się wzięli Polacy na tych terenach. Nie przejmowali się tym, zajmowali się własnym losem. W momencie kiedy spotyka się bohaterów, którzy byli uczestnikami takich wydarzeń i przyszło im żyć pod wspólnym dachem, to wtedy dociera to do nich – opowiadała Ewa Misiewicz.
Projekcja „Domu na Granicy” zakończyła się podziękowaniami dla bohaterów dokumentu, którzy ze wzruszeniem zareagowali na ten gest. To jest bardzo ważny film, który warto propagować, bo pokazuje świadków wydarzeń bodaj najtrudniejszych do zrozumienia w powojennej historii naszego regionu.
Z dnia: 2007-12-18, Przypisany do: Nr 24(335)